niedziela, 12 lutego 2017

Postanowienie

Mam już szczerze dosyć samej siebie.
Ciągłe zamartwianie się o to co będzie, jak będzie....
Przez to wszystko zapomniałam o tym co jest....
Zapomniałam cieszyć się codziennością, tym, że w końcu jest dobrze, że (boję się nawet to napisać) w końcu zaczęłam być szczęśliwa.
Boję się o tym myśleć, mówić jak i również pisać- strach mnie obezwładnia, że jak się do tego przyznam to wszystko się rozsypie.

W końcu do mnie dotarło!
Unieszczęśliwiam sama siebie, sama siebie krzywdzę, blokuję.
Spełniłam marzenie dotyczące pracy, takie które było nie do spełnienia.
I zamiast przez ostatnie 6 miesięcy cieszyć się, że się udało- ciągle zamartwiam się tym co będzie za kolejne 6 miesięcy...

Nie śmiem nawet twierdzić- Tak od dziś się Zmienię!
To tak nie działa, aż za dobrze o tym wiem.

Za to dzisiaj pozwolę samej sobie cieszyć się pojedynczym dniem, tylko tymi 24 godzinami które w danej chwili są szczęśliwe...

sobota, 29 października 2016

Boję się....

Boję się cieszyć z dobrych rzeczy.
Bo kiedy to robię, zawsze zdarza się coś co zmienia wszystko o 180 stopni.

Na razie akceptuję passę która trwa w moim życiu.
I jestem wdzięczna, że zawodowo się rozwijam.
Naprawdę.

심각

Jak widać mój bzik dotyczący nauki koreańskiego wcale nie zmalał.  Wręcz przeciwnie, coraz poważniej podchodzę do nauki.

W chwilach pomiędzy pracą, studiami (tak, kolejna podyplomówka), nauką niemieckiego, angielskiego wcisnęłam jeszcze koreański.

Śpię po 5 godzin, ale to szczegół którym na chwilę obecną się nie przejmuje.

Staram się dzielić czas pomiędzy córkę, pracę, obowiązki i znajdować coś co mnie zadowala, choć niekoniecznie jest przydatne...


wtorek, 19 kwietnia 2016

Kiedy rzeczywistość zderza się z marzeniami...

Może i nie wszystko jest jak w marzeniach.

Ale przy każdej chwili zwątpienia, przy każdej chwili zniechęcenia, powtarzam jak mantrę:
"DASZ RADĘ! MASZ CEL!
DĄŻYSZ DO PEWNEGO PUNKTU,
WIĘC NIE MA ODWROTU".

Akceptuję więc pewne niedogodności, daję z siebie wszystko, staram się być dobra i prę do przodu.

W końcu najbliższy cel to zmiana umowy z okresu próbnego na czas określony.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Kiedy zły czar znika....

Czasami- bardzo rzadko- przychodzi taki dzień, że pomimo zwątpienia, ciągłych upadków zakończonych czołganiem się z nosem przy podłodze, zdarza się coś niespodziewanie dobrego.

1 kwiecień- pryma aprilis.
Telefon dzwoni.
Prośba o spotkanie 2 miesiące po rozmowie kwalifikacyjnej, którą niby przeszłam dobrze ale jednak coś nie odpowiadało.
Jadę! Nie do końca wyglądająca, z mieszanymi uczuciami.

Na dzień dobry słyszę, że mam pracę, dostaję dokumenty do wypełnienia, dane do faktury na którą mam kupić obuwie zmienne.

Słucham dalej... niemożliwe przecież! Ja nie mam w życiu takiego szczęścia przecież!

Musi być gdzieś haczyk!- myślę. Musi i już. Więc.....

Cały etat, umowa o pracę, stanowisko marzeń, grupa marzeń...

W ukryciu pod stołem szczypię się po rękach bo nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Słucham dalej.... czekam na haczyk...

Środa, czwartek, piątek po trzy godziny, żeby grupa się do mnie przyzwyczaiła- myślę ok, racjonalne podejście.
Przyszły poniedziałek wielki start!

Zaraz, zaraz- myślę- a gdzie haczyk?!?!
W końcu nie wytrzymuję i pytam- Pani Dyrektor, ale to nie pryma aprilis?
Pada krótka odpowiedź- NIE- i wybuch śmiechu.

"WITAMY NA POKŁADZIE", pożegnanie i wracam już do domu.
W samochodzie krzyczę ze szczęścia!

Teraz tylko myślę o tym  by było dobrze.

FIGHTING!
FIGHTING!
FIGHTING!