niedziela, 3 kwietnia 2016

Kiedy zły czar znika....

Czasami- bardzo rzadko- przychodzi taki dzień, że pomimo zwątpienia, ciągłych upadków zakończonych czołganiem się z nosem przy podłodze, zdarza się coś niespodziewanie dobrego.

1 kwiecień- pryma aprilis.
Telefon dzwoni.
Prośba o spotkanie 2 miesiące po rozmowie kwalifikacyjnej, którą niby przeszłam dobrze ale jednak coś nie odpowiadało.
Jadę! Nie do końca wyglądająca, z mieszanymi uczuciami.

Na dzień dobry słyszę, że mam pracę, dostaję dokumenty do wypełnienia, dane do faktury na którą mam kupić obuwie zmienne.

Słucham dalej... niemożliwe przecież! Ja nie mam w życiu takiego szczęścia przecież!

Musi być gdzieś haczyk!- myślę. Musi i już. Więc.....

Cały etat, umowa o pracę, stanowisko marzeń, grupa marzeń...

W ukryciu pod stołem szczypię się po rękach bo nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Słucham dalej.... czekam na haczyk...

Środa, czwartek, piątek po trzy godziny, żeby grupa się do mnie przyzwyczaiła- myślę ok, racjonalne podejście.
Przyszły poniedziałek wielki start!

Zaraz, zaraz- myślę- a gdzie haczyk?!?!
W końcu nie wytrzymuję i pytam- Pani Dyrektor, ale to nie pryma aprilis?
Pada krótka odpowiedź- NIE- i wybuch śmiechu.

"WITAMY NA POKŁADZIE", pożegnanie i wracam już do domu.
W samochodzie krzyczę ze szczęścia!

Teraz tylko myślę o tym  by było dobrze.

FIGHTING!
FIGHTING!
FIGHTING!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz